Cześć, Karolina się kłania. 

Pamiętam, że pewnego ranka, jadąc busem do szkoły uświadomiłam sobie, że podróżujących ze mną pasażerów można by podzielić na grupy. Taka socjologia autobusowa. Że wiecie, wchodzicie do środka komunikacji, rzucacie spojrzenie na osobę i ciach! Zdradzi się prędzej czy później taki delikwent  jakimś zachowaniem na podstawie, którego można zakwalifikować go do którejś z grup, które wyodrębniłam.  Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiałam? Nie wiem, bo już nudziło mnie podziwianie 3 rok z rzędu tych samych krajobrazów, bo nie miałam nic innego do roboty, a może dlatego, że niektóre z tych zachowań są rzeczywiście drażniące. 

I tak oto wyodrębniłam kilka grup pasażerów:
Zakupoholiczki - Są to zwykle kobiety, w średnim i późno średnim wieku, które przewożą ze sobą niezliczone ilości siatek wypełnionych po brzegi zakupami spożywczymi. I w sumie nie ma w tym nic złego. Chyba, że jest to dzień targowy i takie kobiety stanowią zdecydowaną większość pasażerów. W takiej sytuacji jeśli chcesz wysiąść na właściwym przystanku lepiej zacznij się przeciskać przez gąszcz plastikowych toreb jakieś 3 km przed nim. Dodatkową atrakcją szczególnie w ciepłe dni jest mieszanie się zapachów produktów
o charakterystycznych aromatach. Jeśli podróż jest bardzo nudna, zawsze można zagrać w zgaduj zgadula, co pani przed tobą kupiła dziś na obiad.
Najzabawniej jest jednak wtedy, gdy pakunki spoczywają na siedzeniu obok właścicielki, a ty musisz stać całą drogę po to, żeby siatki mogły odpocząć.


Gadatliwe przyczepy –  są to ludzie nader gadatliwi, którzy nie potrafią siedzieć cicho ani minuty. I tak oto, jeśli mają współtowarzysza podróży możesz dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, co u Janiny, a jak się trzyma Stanisław, bądź jeśli mamy tu do czynienia  z młodymi ludźmi to jak tam imprezka i w ogóle. Celem  takich ludzi jest ciągłe gadanie,  nawet kiedy już mają wysiadać to ciągle muszą jeszcze kłapać.  Tak jakby całe ich życie zależało od tego gadania. A co jeśli taka osoba nie ma akurat nikogo znajomego przy sobie? Żaden problem! A  bo o to zaraz znajdzie sobie kompana do rozmowy, tu nawiąże kontakt, tu zagada, a do kierowcy powie i już nawija.  Dopóki ja nie jestem rozmówcą wszystko jest okej.


         Zajmij tyły-  najczęściej młodzież, która ciągle myśli, że zajęcie miejsca z tyłu autobusu czy czego tam, czyni ich fajnymi ludźmi. Jest to przyzwyczajenie ze szkolnych wycieczek oczywiście, które praktykowane niemal codziennie utraciło na znaczeniu. Na tyłach zawsze jest najweselej i najgłośniej. Chyba jestem dziwna, ale nigdy nie zrozumiem fenomenu siedzenia z tyłu. Nie chwaląc się, ze dwa razy w  życiu zdarzyło mi się siedzieć podczas wycieczki szkolnej właśnie na tych najbardziej pożądanych miejscach i wcale frajda nie była większa, ale co ja tam wiem, ja jestem tylko sztywniarą, więc gdzie bym nie siedziała i tak bym się źle bawiła i tak.


        Młodzież- nie zmieszczę się do busa- wygląda to mniej więcej tak: na linii horyzontu pojawia się środek transportu z właściwą tabliczką, a tłum już ustawia się wzdłuż krawężnika, żeby zająć sobie odpowiednie miejsce. To znaczy, jak się ustawia wzdłuż krawężnika to jeszcze jest dobrze, ale jak już zaczyna wchodzić na jezdnię to wiedz, że robi się niebezpiecznie. Jak już nasz środek transportu się zatrzyma, będziesz tak sponiewierany jak nigdy.  Musisz mocno trzymać się na nogach, żeby nie upaść. Ja jako osoba o niskim wzroście i słabych zdolnościach psychomotorycznych doświadczyłam wiele okrucieństw ze strony dzikiego tłumu przeciskającego się przez wąskie wejścia do busa (nie mówiąc już o smyraniu puszkiem doszytym przy kapturach po twarzy). Ale nigdy nie ustępowałam bez walki. Oj nie. Zabawnie też bywało, jak kierowca zatrzymywał się w innym miejscu niż zwykle, wtedy cały tłum biegł za busem jak oszalały. Dokładnie tak jakby miało zabraknąć miejsc. Ale to wcale nie jest śmieszne, bo w piątki i tak zdarzało.  Wiecie, ja nie mówię, że mnie nigdy nie zależało na tym, żeby zająć miejsce siedzące, ale jestem za kulturalnym ustawieniem się w kolejkę, a nie tak samowolka, nie wiadomo co.


        Kulturalni - osoby te, kiedy są już zmuszone  dosiąść się  obok innego pasażera, bo wszystkie podwójne miejsca bądź pojedyncze są zajęte, pytają ‘’można?” albo ,,wolne?”. I uważam, że to jest urocze. Kiedyś nawet wyszukiwałam w wszechwiedzącym internecie jak zapatruje się na to savoire-vivre i z tego co pamiętam, to można tak robić, ale nie trzeba. Chyba, bo nie mogę już znaleźć tej strony.  Zazwyczaj praktykowałam tę metodę, chociaż kiedy chciałam zająć miejsce obok tego samego chłopaka 4 raz z rzędu i on za każdym razem pozwalał, (no bo co innego mógł zrobić?) to już siadałam cichutko, żeby go nie zirytować. I sobie tak myślę, że to pytanie jednak jest trochę bez sensu, no bo przecież nikt nie ma prawa nam powiedzieć, że nie, nie można ( chyba, że zapłacił za 2 miejsca) i wcale nawet nie trzeba chyba respektować tego zajmowania miejsca dla psiapsiów. 



I jestem ja, należę do każdej grupy po trochu, ale jednocześnie jestem pasażerem, który woli siadać na pojedynczym siedzeniu, żeby nikt nie mógł przerwać moich rozmyślań. W czasie podróży to moje ulubione zajęcie.  Czasem jeszcze, przyznam się szczerze, podsłuchiwałam ludzi, bo chciałam się dowiedzieć o czym rozmawia się w busie z dalekimi znajomymi, bo ja nie umiem w small talki, więc chciałam się czegoś nauczyć. 
No cóż, o podróżach autobusem można by pisać wiele, ale nie bierzcie tego do siebie. 
To tylko niedorzeczne dywagacje. 

Kojarzycie Gombrowicza? Tego od ,,Ferdydurke". Tak, to ta książka, o której co drugi tegoroczny maturzysta mówił, że jest głupia, bo jakiś tam 30 letni pisarz trafia znów do szkoły. Te wszystkie  gęby, maski, Józio i te sprawy. I właśnie to ugębianie jest w 99% prawdą( Zostawiam 1 % na ewenementy).


Wszyscy noszą maskę, chcą być postrzegani zgodnie z obowiązującymi standardami
i ideami. Jesteśmy schematami, pozbawionymi indywidualności. Ciągle przybieramy jakieś pozy chcąc uparcie pozbyć się tego co mamy najlepsze- siebie.
Wszyscy mamy g
ę i jesteśmy wkładani do worków. O tym do jakiego worka trafisz, decyduje rzeczywistość, która Cię otacza.  Ja i moi rówieśnicy jesteśmy generacją fejsa, Twittera i instagrama. Swoje życie zamykamy w krótkich hasztagach, dążymy do fejmu
i zabiegamy o follow od naszego idola. Jest co
ś niebezpiecznego w tym wszystkim. Marginalizujemy prawdziwe życie przenosząc je do internetu. My dziewczyny z 2 dekadyXXI wieku nie chcemy już wyglądać jak te kobiety z okładek kolorowych pism. My chcemy być jak tumblr girl, z idealnymi brwiami i białymi włosami, w podartych dżinsach. Chcemy mieć białe pokoje, bo super wychodzą na zdjęciach. Kupujemy rzeczy, które idealnie wyglądają na zdjęciach z filtrem. A spróbuj tylko nie podporządkować  się  tym regułom. Nie masz 400 followersow   na ig czy tt? Przykro mi, nie istniejesz.  Bo ilość nieznajomych znajomych na fejsie, którzy byli jeszcze namiastką realnego świata już dawno przestała wystarczać. Teraz musisz być ponad to.  Musisz intrygować nieznajomych ludzi z całego świata.  Żeby w ogóle ktoś się tobą zainteresował musisz, ciągle musisz. Mieć iPhone, dodawać popularne hasztagi,żeby zebrać serduszka, mieć  bloga modowego. I takim sposobem mamy już tylu modowych znawców, że selekcja naturalna sobie z tym nawet nie poradzi. Nie masz conversów, nie chodzisz co tydzień do galerii na zakupy? Nie masz konta na ig na którym dodajesz zdjęcia firmowych butów, nie masz czym snapować to nie masz o czym rozmawiać z rówieśnikami, żadnego punktu zaczepienia. Na imprezy chodzisz tylko po to, żeby móc zrobić zdjęcie, wstawić je na insta, na zakupy tylko po to, żeby przymierzyć mega drogą bluzkę, która tak na oko nie jest warta 1/3 swojej ceny i cyknąć fotę w przymierzalni. Ze znajomymi spotykasz się po to, żeby zrobić selfie. I jeśli nie robisz tego wszystkiego, no cóż, jesteś gorsza. Albo po prostu inna.  Tak, to  lepsze określenie. Jeśli nie chcesz się przyporządkować, to trudno, grasz sam w drużynie. Możesz to zrobić, ale jest ciężko. Niektóre zachowania przyjmujesz i tak mechanicznie.

A nawet jak już chcesz się  wyróżniać to i tak nie da rady.  Serio, sprawdzone info.  Złapałam się na tym, kiedy końcówki moich blond włosów (teraz już zżółkłych, w kilku odcieniach, z gigantycznymi odrostami) ubarwiłam pianką za dychę na niebiesko.  Kolorowe końcówki podobały mi się zanim było pełno inspirujących zdjęć  na tumblrze i pinterescie. I podobają mi się te moje włosy, ale poczułam się tak, jakbym zdradzała siebie.  Bo te końcówki wcale nie wyróżniają mnie aż tak z tego tłumu, wcale nie czyni mnie to oryginalną, bo już jest n liczba dziewczyn, które takie mają. Granica między inspiracją, a naśladownictwem, modą, a ślepym podążaniem jest cienka.


A wiesz co to jest monotonia i presja otoczenia? To jest wtedy, kiedy idziesz na  festyn i każda, serio każda laska ma idealnie wyprostowane włosy, dopasowane getry bądź rurki podkreślające jej tygodniami rzeźbioną ćwiczeniami z chodakowską figurę i oczywiście, must have bycia super -  sportowe, firmowe buty.  I koniecznie trzeba co 5 sekund poprawiać grzywkę. I widzisz, że ona jest w tym sztuczna, że wcale się nie czuje dobrze
w tym wydaniu, że gra i wykreowała kogoś kim nie jest, bo to widać.  I właśnie nosimy sobie takie maski. I ja to robię, i ty czytelniku też to robisz.
 No i jak widzisz takie laski to od razu wiesz,
że ona jest z tej generacji gdzie internet przeżywa największe boom.  I wcale to nie jest wina tych konkretnych dziewczyn. My jesteśmy ofiarami nowoczesności. I nie tylko my. Bo i nasi dziadkowie, i nasi rodzice, i starsze rodzeństwo też wychowywali się w jakimś środowisku, które narzuciło im sposób myślenia i wykreowało ich. To maszyna, która sama się  napędza. I rozchodzi mnie się o to, że ten Gombrowicz to jednak miał rację z tą gębą.  My nie jesteśmy tak w zupełności wolni. Jesteśmy cały czas pod wpływem, presją większości.  To błędne koło, z którego nie da się wyplątać. My nie jesteśmy sobą, nie jesteśmy swobodni w tym co robimy.  I nie myślicie, że ja stoję obok tego. Mam świadomość zniewolenia,  z którym nie mogę nic zrobić.  Nie mogę się temu poddać bo robiłabym to wbrew sobie, nie mogę też z tego wyjść.  

Nawet jeśli chodzi o bloga mam doła. Bo sama idea posiadania bloga jest modna, bo w dzisiejszych czasach należysz do grupy albo czytelników, albo blogerów.  
Bo chcę
żeby mój blog wyglądał tak jak blog X, czytam co zrobić żeby zwiększyć jego popularność i dochodzę do wniosku, że to przecież bez sensu, kiedy muszę podporządkować się do złotych zasad. Bo mój blog będzie 500 blogiem, który wygląda identycznie jak blog X, bądź poruszał tematykę jak X i ludziom się to może i będzie podobało, bo ludzie lubią to co modne, to co odpowiada większości. Niekoniecznie to co odpowiada im samym. Bo na potęgę chcemy być idealni, lubiani i tolerowani, zapominając, że najpiękniejsze w człowieku jest właśnie jego indywidualność. Tylko czy ona w ogóle istnieje? Czy to nie jest aby tylko abstrakcyjne pojęcie?


 A jak to pisał Gombrowicz: ,, Bo nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę. A przed człowiekiem schronić się można tylko w objęcia innego człowieka."

PS. Gorąca prośba. Nie chcę żebrać o komentarze, to nie tak. Po prostu, jeśli przeczytaliście to proszę, zostawcie jakiś ślad. Chciałabym wiedzieć, czy te wejścia nie są po prostu przypadkowe, które kończą się po 3 sekundach naciśnięciem krzyżyka w rogu :) 
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blogger templates