„Co nas nie zabije” - David Lagercrantz

/
0 Comments
Pamiętam wakacje, kiedy sięgnęłam po grubaśną książkę „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”. Miałam wtedy ileś tam lat i byłam mocno znudzona nadmiarem wolnego czasu. Z książką nie wiązałam żadnych wielkich nadziei. Chyba nawet nie łudziłam się, że uda mi się ją przeczytać. A jednak. Dokonałam tego. I to z największą przyjemnością. A później sięgnęłam po „Dziewczynę, która igrała z ogniem” , „Zamek z piasku, który runął", a teraz przyszedł czas na „Co nas nie zabije”.


Fabuła czwartej części Millenium toczy się wokół sztucznej inteligencji, hakerów i autystycznego dziecka – syna profesora Baldera. Naukowiec posiada wiedzę na temat służb specjalnych, która śmiertelnie mu zagraża. Zwraca się więc do Mikaela. W ten sposób dziennikarz,  po raz kolejny dostaje temat na reportaż, który może uratować jego podupadającą karierę. W sprawę zamieszana jest Lisbeth Salander, co znów krzyżuje drogi Blomkvista i tajemniczej hakerki. Demony przeszłości Salander znów powracają.

Do czytania „Co nas nie zabije” podchodziłam z dozą niepewności. Jak to zlecić napisanie kontynuacji trylogii „obcej” osobie, która nie stworzyła postaci, całego przedstawionego świata? Czego się spodziewać? Jak to może się w ogóle udać? No i… chyba się udało. Czytając „Co nas nie zabije” nie towarzyszyła mi nieustannie myśl, że to już inne Millenium i że różnica jest rażąco dostrzegalna. Wiadome było, że odwzorowanie stylu Stiega Larssona w 100% będzie trudne, a wręcz niewykonalne, jednak wydaje mi się, że David Lagercrantz poradził sobie. Oczywiście różnice są wyczuwalne, ale nie powodują u mnie zażenowania. Przyznam, że czytałam tę część z równie zapartym tchem co poprzednie.

To, co trzeba podkreślić – fabuła wciąga. Przeczytałam tę 500-stronicową książkę w rekordowym dla mnie tempie. Przerywana w stosownych momentach akcja sprawiała, że chciało się czytać dalej i dalej. Jedynym powodem, dla którego odrywałam się od lektury była dręcząca mnie myśl o świątecznych pierogach, a jak wiadomo – z pierogiem nic nie wygra.
Brak licznych wątków pobocznych sprawia, że czytelnik nie gubi się, a żyje głównym tematem, który przyznam – bardzo mnie wciągnął. Cyberprzestrzeń i świat hakerów wydaje się odpowiednio nowoczesny.

Kiedy jednak emocje już zaczęły opadać, dostrzegłam kilka mankamentów w „Co nas nie zabije”. Jak dla mnie w tej części było za dużo i jednocześnie za mało Lisbeth Salander. Znów w niemal każdy wątek zamieszana jest jej rodzina, jej trudna przeszłość, co jednak z drugiej strony można odczytywać jako plus. Było to logicznie spójne z tym, czego dowiedzieliśmy się o rodzinie Lisbeth z poprzednich części. Za mało jednak widziałam tam prawdziwej Salander. Wydawała się jakby zepchnięta na boczny tor niczym wielka nieobecna. Niektóre momenty wydawały mi się zbyt wyidealizowane – niezniszczalna Lisbeth, która wyjdzie z każdej opresji. Widocznie to już jej cecha – zawsze sobie poradzi. Być może moja ocena wynika z wielkiej sympatii, jaką obdarzyłam tę outsiderkę.

Co mogę powiedzieć? Pokochałam parę Blomkvist-Salander całym sercem i nie chcę, żeby ich przygody się kończyły, zatem wiadomość o kontynuacji trylogii Millenium przyjęłam z entuzjazmem. Żałuję tylko, że jestem już po lekturze czwartej części, bo „Co nas nie zabije” jest tą książką, którą chcesz jak najszybciej przeczytać i jednocześnie nie chcesz, żeby się kończyła.


You may also like

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blogger templates