5 powodów, dla których centrum handlowe nie jest rajem na ziemi.

/
0 Comments
Centrum handlowe, niby miejsce, do którego przychodzisz zrobić zakupy, a jednak nie do końca. Mam wrażenie, że centrum handlowe powoli staje się centrum rozrywki. Oprócz zakupów w galerii możesz też iść do kina, zjeść coś, a nawet iść na imprezę.  Jest to też miejsce, które lubię i nie lubię jednocześnie. A dlaczego?



Zakochane pary

To jest numer jeden, dla którego nie lubię galerii. Uwierzcie (lub nie) w żadnym innym miejscu nie dopada mnie taki dół, że jestem singielką jak w galerii handlowej. Naprawdę. Idziesz sobie na zakupy a tu przed tobą, za tobą i obok ciebie pary trzymające się za ręce. A ja nie mam nikogo, kto płaciłby za moje zakupy i wszystko muszę kupować za swoje. I nikt nie podchwyci, że jeśli mówię: ,,ach, ta bluzka jest taka piękna, szkoda tylko, że taka droga”, to mówię to po coś. Facet czasem się domyśli i powie: ,,kochanie, jeśli tak bardzo ci się podoba, to ja ci ją kupię!’’, a ty mówisz:,, nie,nie, nie trzeba!" Chociaż w myślach masz co innego.  I czasem tylko żal mi tych panów, którzy udają, że ten sposób spędzania czasu jest dla nich satysfakcjonujący, ale przecież każdy jest kowalem swego losu, nie?


Bramki

Przyznajcie sami, że zawsze czujecie respekt, kiedy przechodzicie między tymi złowieszczymi, święcącymi światełkiem niepokoju, dwoma słupkami. Ja zawsze tak mam, szczególnie, kiedy wychodzę ze sklepu, w którym nic nie kupiłam. W głowie wtedy kotłują mi się tylko myśli: ,,Nie pikaj, proszę nie pikaj!” oraz: ,,Karolina, wyglądaj naturalnie, tak jak gdyby nigdy nic”. Bo wiecie, sam fakt, że przecież niczego nie ukradłam już nie wystarcza, żeby mnie uspokoić od kiedy,
w jednym z supermarketów  serce mi niemal zamarło na dźwięk pikających bramek. Ależ nie! Niczego nie ukradłam, po prostu mój portfel  chciał mi zrobić obciach. I zrobił.
Niby pikające bramki to już niemal codzienność i wcale nie muszą oznaczać przestępstwa, ale   szyderczy wzrok ludzi odwracających się na ten dźwięk może skutecznie zniechęcić do dalszych zakupów. 

Ilość sklepów

Tak, kto by pomyślał, że liczba sklepów może zniechęcić kobietę! No cóż nie jestem widocznie typową przedstawicielką płci pięknej. Zawsze obieram złą strategię. Wchodzę do moich ulubionych sklepów i jeśli znajdę coś co chciałabym kupić, zawsze mówię, że rozejrzę się jeszcze po innych sklepach, no bo przecież może tam znajdę coś fajniejszego, a  jeśli się tak nie stanie, to wrócę do danego sklepu. Jak możecie się domyślić nigdy nie wracam. 


Ceny

Nie będę ukrywać, jestem skąpa. Kiedy widzę ceny ubrań w sklepach w galerii to tracę wiarę
w ludzkość i świat i we wszystko. Szczególnie przerażają mnie ceny spodenek, które są porównywalne ( a czasem nawet droższe!) do ceny długich spodni. W rezultacie z galerii handlowych zwykle wychodzę z T-shirtami, bo tylko ich cenę jestem w stanie zaakceptować. Gdybym kupiła bluzkę za stówę, to przez kilka dni rozpaczałabym zamiast się cieszyć z nowego zakupu.



Ludzie 

No po prostu ludzie, tłumy ludzi. Szczególnie w niedzielę. Myślę, że statystyczna, polska rodzina spędza  co drugą niedzielę w centrum handlowym.  I zajmują miejsca na parkingu na ulubionych kolorach (to największa zbrodnia przeciwko Karolinie). I chodzą tak od sklepu do sklepu i robią kolejki do przymierzalni i w ogóle to nie lubię ludzi. 



Ale żebyście nie pomyśleli, że jestem malkontentką, są też powody, dla których do galerii czasem się udaję na przykład: kino w galerii, architektura galerii, zapach w Stradivariusie (który jednak po 10 minutach staje się uciążliwy), nuda ( a jako osoba nudna często się nudzę), sklepy, których nie ma w okolicy. Ale zawsze jednak towarzyszy mi myśl, że żebym naprawdę odczuwała satysfakcję z chodzenia do centrum handlowego, potrzebuję worka pieniędzy.



Link do facebook'a 



You may also like

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blogger templates